Niestety, pociągiem z Hiszpanii do Maroka jeszcze nie da się pojechać, chociaż pojawiają się pogłoski o planach budowy tunelu pod Cieśniną Gibraltarską. Tak więc, podróżując drogą lądową, czeka nas przeprawa morska.
Pociągi jadące z głębi Hiszpanii (z Granady lub Madrytu) docierają do Algeciras. Już na dworcu kolejowym możemy u agenta nabyć bilet na statek jednego z kilku przewoźników – na prom (tańsze) lub wodolot (droższe). Chcąc mieć większy wybór, bilet należy kupować w porcie.
Między Algeciras a Tangerem pływa 7 firm: hiszpańskie, marokańskie i międzynarodowe (np. zarejestrowane w Panamie). Najtańsze są marokańskie, ale mogą być niespodzianki. Bilet można kupić w jedną lub dwie strony. Powrotny ma formułę open, czyli data powrotu jest dowolna w granicach ważności biletu (z reguły 3 miesiące). Spośród ofert przedstawionych przez „dworcowego” agenta, wybraliśmy (ze względu na cenę) firmę FRS (Ferrys Rapidos del Sur). Bilet na wodolot tej firmy z Tarify do Tangeru kosztował w kwietniu 2008 r. 31 euro w jedną stronę; kupując od razu powrotny płaci się 10% taniej. W sezonie turystycznym ceny mogą być wyższe.
Wodoloty FRS odpływają z miasta Tarifa, położonego ok. 20 km na zachód od Algeciras. Z przystani promowej w Algeciras do przystani promowej w Tarifie podróżnych wożą autobusy, których koszt wliczony jest w cenę biletu. I chociaż autokarowy przejazd wydłuża ogólny czas przeprawy, dla przepięknych widoków na brzegi cieśniny warto odbyć tę ok. półgodzinną podróż. Chociaż firma FRS reklamuje się, że jej wodolot „śmiga” z Tarify do Tangeru 35 minut, tak naprawdę jest to minimum 45 minut. Jeśli bilet kupimy u agenta na dworcu, w kasie na przystani musimy go wymienić na inny – z dwoma kuponami (tam i powrót). W kasie lub na promie dostaje się do wypełnienia dwie karty: wjazdową i wyjazdową do/z Maroka. Wpisuje się tam m.in. imię i nazwisko, datę i miejsce urodzenia, narodowość, zawód, motyw przyjazdu do Maroka. Zanim wejdziemy w Tarifie na statek, w terminalu portowym trzeba ustawić się w kolejce do hiszpańskiej odprawy paszportowej. Kolejki są dwie: dla mieszkańców UE i pozostałych. Później, przy drzwiach wyjściowych, kontroler odrywa jeden z kuponów biletowych i już możemy wchodzić na statek. Tam, w czasie rejsu, musimy ustawić się w następnej kolejce (już bez podziału na UE i innych) do urzędnika marokańskiej policji, który zabiera wypełnione karty wjazdowe i wbija do paszportu stemple z datą wjazdu oraz numerem. Bez tego nie zejdziemy na ląd. Przy okazji, urzędnik sprawdza w laptopie czy przypadkiem nie jesteśmy w Maroku osobami niepożądanymi. Nie są wymagane żadne inne deklaracje (o posiadaniu środków płatniczych, o posiadaniu cennych rzeczy, o rezerwacjach hotelowych itp.). Po wyjściu z promu, pobieżne sprawdzenie paszportu przez marokańskiego policjanta i… witaj Afryko!
PS. W Maroku też zmieniają czas. Od 1 czerwca do 27 września jest tam „tylko” godzinę wcześniej niż w Europie.
[Autor: Marek Gałowski; wszelkie dane aktualne na kwiecień 2008 r.]